Zobacz temat - Szkoły Bezpiecznej Jazdy oraz Kursy Doskonalenia Kierowców
 
Forum Klubu ROVERki.pl

Offtopic - Szkoły Bezpiecznej Jazdy oraz Kursy Doskonalenia Kierowców

McGAJveR - Wto Wrz 16, 2008 17:00
Temat postu: Szkoły Bezpiecznej Jazdy oraz Kursy Doskonalenia Kierowców
Kto, gdzie i jak powinien edukować młodych (tudzież doświadczonych też) kierowców?
Jakie Waszym zdaniem powinny być kryteria nauczania na Kursach?
Na co powinien byś położony szczególny nacisk , a z czego można by było zrezygnować?
Czym sugerować się przy wyborze Szkoły Jazdy?
Co znaczy "DOBRA" Szkoła Jazdy?
Pytam w kontekście poprawy ogólnego bezpieczeństwa i kultury na drogach.


Czy TO (patrz zdjęcie) powinno być obowiązkowym elementem podstawowego Kursu Nauki Jazdy?

MaReK - Wto Wrz 16, 2008 19:13

Mialem z czyms takim do czynienia w Radomiu na spocie ;)
Bylo b. fajne - dalem rade przejechac calosc - ale mimo wszystko mozna sie czegos nauczyc. Podobny ale nie taki sam efekt mozna uzyskac w zimie zaciagajac ham. postojowy na sniegu - lodzie.

Pozdrawiam,

Raptile - Sro Wrz 17, 2008 17:24

miałem okazję zdawać rok temu na prawko w szkołąch brakuje jakichkolwiek informacji na temat (tym bardziej w praktyce) sytuacji extremalnych mianowicie jak sie zachować w poślizgu ? Odzyskiwanie kontroli nad autem? tech moim zdaniem brakuje w szkołach nauki jazdy
maniaq - Sro Wrz 17, 2008 21:07

ja chetnie pojezdzilbym na trolejach , bo nie mialem okazji :(

ale z drugiej strony jak ktos sobie np. na stegnach smigal po osniezonym placu cwiczac boki to misiaczki podjezdzaly i spisywaly , przeganialy ... plac oddzielony od drogi publicznej.

wiem, ze mozna zaplacic za kurs w szkole jazdy, ale jakby kazdy mogl i kazdego byloby stac, to pewnie nie pisalibysmy o tym. nauka jazdy powinna tego uczyc. u nas uczy sie jechac wolno, jakby to znaczylo tyle samo co bezpiecznie. czasem taka wolnojadaca osoba robiac cos glupiego powoduje gorsze zagrozenie niz sznur aut jadacych szybciej i rowno. nie mamy tylu autostrad, zeby np. na egzaminie osoba musiala przejechac sie 130 i panowac nad autem i emocjami, a szkoda...

powiem tak, ja chetnie bym poszedl do szkoly bezpiecznej jazdy, ale - to zabrzmi jak wymowki- albo brak czasu albo brak kasy, albo obu naraz... :(

dlatego zostaje mi cwiczenie po placach, drogach nieuczeszczanych itp. az zbnajde jedno i drugie.

kiedys pracujac na stegnach robilem sobie wyjezdzajac z toru kilka rundek , i powiem ze takie regularne krecenie po placu dawalo duzo wprawy i obycia - tzw odruchu i instynktu . raz to malo, czlowiek zeby robil cos automatycznie potrzebuje zrobic to kilka razy, ale najlepiej od razu w poprawny sposob, by uniknac zlych nawykow lub dezinformacji- teraz powinienem gaz czy hamulec, jak sie cos dzieje nie ma czasu na myslenie, trzeba dzialac.

czas reakcji czlowieka od pojawienia sie "czegos" to u najbardziej wytrenowanych ok 0,1s - arton senna schodzil do tego wyniku, a czasem ponizej ( a to jest uznawane obecnie za falstart w sporcie:) ) - a u mniej wytrenowanych to ok 0,2 albo ciut wiecej , zalezy od koncentracji, zmeczenia itp itd. to jest czas pierwszej reakcji, jezeli po takim czasie zareagujemy w pore, jest szansa "cos " zrobic, jak nam umknie sekunda , dwie na mysleniu... to moze byc za pozno.

niestety maciej mijasz sie z prawda, ze wystrczy raz cos dobrze zrobic i mozg to zapamieta. on bedzie pamietal , ale nie bedzie to utrwalone. automatyzm reakcji to nie taka prosta sprawa i wymaga troche treningu ;)

pisalem prace mgr z fizjologii i prowadzilem badania miedzy innymi z pomiarem czasu reakcji ;) moze odkopie program i na zlocie sprawdzimy, np na siwezosci- koncentracja , po piwku itd ;) wyniki beda dawaly ciekawy obraz :)
tylko program byl b porsty pod dosem smigal i nie na kazdym kompie chodzil :/

maciej - Czw Wrz 18, 2008 07:19

maniaq napisał/a:
niestety maciej mijasz sie z prawda, ze wystrczy raz cos dobrze zrobic i mozg to zapamieta. on bedzie pamietal , ale nie bedzie to utrwalone. automatyzm reakcji to nie taka prosta sprawa i wymaga troche treningu

Ale ja nie pisałem, że raz - w moim przykładzie chodziło o szkolenie żeglarzy i ładnych kilka dni kursu (tak koło 6 dnia po 8h dziennie na wodzie mogę sobie pozwolić na to, żeby usiąść dalej od steru niż zasięg moich rąk). :)

Senn - Czw Wrz 18, 2008 07:44

Tak sobie patrze na te troleje i jest to pewnego rodzaju oszukanstwo poniewaz uslizgu dostaje tylko tylna oś. Przod jest w calkowicie sterowalny co sie calkowicie mija z warunkami realnego poslizgu, przynajmniej w zimie. Jak do OSów zlotowych bezsprzecznie przydatna rzecz :)
mcteusz - Czw Wrz 18, 2008 08:05
Temat postu: Re: Szkoły Bezpiecznej Jazdy oraz Kursy Doskonalenia Kierowc
Mc'GAJveR napisał/a:
Kto, gdzie i jak powinien edukować młodych (tudzież doświadczonych też) kierowców?
Jakie Waszym zdaniem powinny być kryteria nauczania na Kursach?
Na co powinien byś położony szczególny nacisk , a z czego można by było zrezygnować?
Czym sugerować się przy wyborze Szkoły Jazdy?
Co znaczy "DOBRA" Szkoła Jazdy?


Szczerze mówiąc to we wszystkich jeżdżących L-kach bardzo denerwuje mnie jedna rzecz- olewatorstwo instruktorów, którzy myślą, że pojazd edukacyjny ma do wszystkiego prawo.
Chodzi o to, że kursanci strasznie blokują ruch w mieście (mam tu na myśli Białystok): nie potrafią w miarę normalnie ruszyć ze skrzyżowania, tylko zajmuje im to parę minut, stoją w miejscu gdzie można by było przejechać Bizonem, bo boja się, że się nie zmieszczą (Micrą) itd....
Nie zrozumcie mnie w ten sposób, że nie mam wyrozumiałości dla początkujących- otóż mam, ale jest pewna granica umiejętności, które kursant powinien posiadać wyjeżdżając pierwszy raz w zatłoczone miasto. Po to jest plac żeby nauczyć się na nim płynnie ruszać. Po to są drogi pozamiejskie żeby się obyć z autem. I dopiero wtedy jest czas na miasto. Ale niektórzy instruktorzy (bardzo jest ich nawet dużo) wypuszczają początkujących kursantów na głęboką wodę. Im się nigdzie nie spieszy, mi zazwyczaj też nie i mogę poczekać, ale podkreślam zazwyczaj. A gdy czasami już mi się spieszy to 2 auta edukacyjne potrafią człowieka na prawdę mocno poirytować.
I żeby nie było, że kogoś atakuje to podkreślam, że nie uogólniam tego do wszystkich i nie chodzi mi tu o kursantów, a bardziej o pomyślunek instruktorów.

MaReK - Czw Wrz 18, 2008 08:28

Szkola jazdy szkola jazdy, na poczatek niech kazdy probuje wyuczyc w sobie panowanie nad odruchami - prawidlowymi odruchami. Ja osobiscie w chwili decydujacej wcisnalem hamulec do podlogi i ... przywalilem w goscia, ktory mi wyjechal z bocznej.
A przeciez rok w rok, jezdze sobie na stegny. Cwicze hamowanie lewa noga, kontry nie kontry inne takie... moze to nie profesjonalna szkola jazdy z instruktorami, ale zazwyczaj kiedy sobie cwicze jest kolega bogatszy w doswiadczenia i czegos nowego sie czlowiek nauczy.

I niby wiem, ze sie powinno to jednak zly odruch zwyciezyl.
I zeby to jeszcze bylo malo czasu, a tu czasu bylo ze ho ho...
Moglem trzy razy odbic w lewo (bylo miejsce).
Wcisnalem hamulec... i jakby mi sie noga zablokowala w kolanie...

Byc moze w szkolach mozna lepiej wycwiczyc te odruchy, bo w takiej dobrze wyposazonej szkole na pewno sa zestawy cwiczen z elemnatmi zaskoczenia.
Jak juz wspomnial maniaq... wiaze sie to z wydatkiem wcale nie malym.

Pozdrawiam,

maciej - Czw Wrz 18, 2008 08:28

Senn napisał/a:
Tak sobie patrze na te troleje i jest to pewnego rodzaju oszukanstwo poniewaz uslizgu dostaje tylko tylna oś. Przod jest w calkowicie sterowalny co sie calkowicie mija z warunkami realnego poslizgu, przynajmniej w zimie. Jak do OSów zlotowych bezsprzecznie przydatna rzecz :)

Oczywiście, że jest - lepsze są duże maty poślizgowe, ale one więcej kosztują - duża powierzchnia, której już nie można w inny sposób wykorzystać, zraszacze, koszty wody itp., a to owszej jest pewnym oszukaństwem, ale może choć trochę pomóc w wyrobieniu właściwych odruchów. :)

Bo na prawdziwy trening "na lodzie" to przy naszym klimacie mamy obecnie szansę 1-2 miesiące w roku.

giewu - Czw Wrz 18, 2008 08:45

a ja mam tylko jedno pytanie:
powiedzcie mi proszę czemu wszystkie "szkoły jazdy" uczą zachowań podczas poślizgu auta, a ŻADNA z nich nie uczy jak jeździć rozważnie, przewidująco, jak w ogóle unikać poślizgów ... może powinno się jednak zacząć od podstaw, od realnego przygotowania do jazdy, a nie bzdur typu "Hołowczyc na asfaltowej drodze" :evil:

MaReK - Czw Wrz 18, 2008 09:01

rozwanie i przewidujaco to Ty powinienes jechac w ogole ;)
Tylko na drodze moga Cie zaskoczyc pewne wydarzenia i wtedy taka szkola "poslizgowa" Ci sie moze przydac. Na sniegu, deszczu czy piachu najczestrzym przypadkiem niepowodzenia jest wlasnie poslizg i warto wiedziec jak sie przed nim bronic.

Uczenie ze masz jechac dostoswujac sie do warunkow na drodze i przewidujaco (w mysl zasady np. "kazdy na drodze chce mnie zabic") przechodzisz na nauce jazdy.

giewu - Czw Wrz 18, 2008 09:04

MaReK napisał/a:
Uczenie ze masz jechac dostoswujac sie do warunkow na drodze i przewidujaco (w mysl zasady np. "kazdy na drodze chce mnie zabic") przechodzisz na nauce jazdy.

a Ty w to wierzysz ? :mrgreen:

MaReK napisał/a:
Na sniegu, deszczu czy piachu najczestrzym przypadkiem niepowodzenia jest wlasnie poslizg i warto wiedziec jak sie przed nim bronic.

a nie lepiej go jednak uniknąć ?

Brt - Czw Wrz 18, 2008 09:09

Cytat:
a nie lepiej go jednak uniknąć ?
nie :mrg: ;) pozatym nie jesteś w stanie wszystkiego przewidzieć. Nie przewidzisz np: plamy oleju na zakrecie, lub dziury/koleiny która zmieni Twój tor jazdy (przykłady z autopsji z samochodów ojca) ;) A zasada "kazdy na drodze chce mnie zabic" niestety się sprawdza w praktyce :||
MaReK - Czw Wrz 18, 2008 09:14

giewu napisał/a:
a Ty w to wierzysz ? :mrgreen:

Byc moze mialem wiecej szczescia niz inni, ale moja szkola byla naprawde dobra.
Moj instruktor wiele mnie nauczyl. Nie bylem totalnym lamusem i wiedzialem czym jest sprzeglo i rozroznialem drazek zmiany biegow od pogrzebacza. Wiec jak jezdzlismy to on opowiadal mi o roznych przypadkach jakie moga mnie spotkac i dzialal tym samym na moja wyobraznie. I to wlasnie owa wyobraznia jest tu kluczem. To jej powinno sie poswiecac wiecej uwagi i to jej posiadanie moze nawiazywac do tego co napisales - o przewidywaniu i ostroznosci.

Manewry trzeba cwiczyc i wyuczyc pewne odruchy. Tak jak dziecko, ktore upadajac wyciaga przed siebie rece zeby kolejny raz nie upasc na buzie - bo to bardziej boli :)

maniaq - Czw Wrz 18, 2008 09:18

no wlasnie ciagnac marek twoje porownanie przewrocic tez sie tzreba umiec zeby reki nie zlamac :D


i dla mnie to piekna plenta tego watku :D

szkoly ucza jak w sytuacji podbramkowej przewrocic sie najdelikatniej ;)

mcjg - Czw Wrz 18, 2008 09:32

MaReK napisał/a:
Moj instruktor wiele mnie nauczyl. Nie bylem totalnym lamusem i wiedzialem czym jest sprzeglo i rozroznialem drazek zmiany biegow od pogrzebacza. Wiec jak jezdzlismy to on opowiadal mi o roznych przypadkach jakie moga mnie spotkac i dzialal tym samym na moja wyobraznie. I to wlasnie owa wyobraznia jest tu kluczem. To jej powinno sie poswiecac wiecej uwagi i to jej posiadanie moze nawiazywac do tego co napisales - o przewidywaniu i ostroznosci.
y
100% racji. Pierwsz szkoła powinna uczyć tego wszystkiego. Odruchy można ćwiczć w późniejszym terminie dopiero jak nauczymy się właściwego zachowania na drodze i kultury jazdy. Nie pomogą nam w tym dodatkowe szkoły, tylko pierwszy instruktor.
A obecny system kształcenia kierowców woła o pomstę do nieba. Byle by jak najwięcej zdało i nikt nie patrzy, że ten świerzy kierowca jest kimś kto tak naprawdę nie potrafi jeździć. Ośrodki egzaminacyjne mają auta tylko jednej marki i modelu, a co za tym idzie także szkoły nauki jazdy mają to samo. Lepszym rozwiązaniem było by posiadanie kilku modeli aut i losoawanie przed egzaminem, a potem czas np. 15 minut na oswojenie się z nowym typem samochodu.
W Krakowie jest gość, którego zresztą znam, co uczy jeździć starym polonezem. Nie narzeka na brak chętnych, a chodzą do niego ci którzy naprawdę chcą nauczyć się jeździć i co lepsze zdają najlepiej egzaminy.

maciej - Czw Wrz 18, 2008 09:38

giewu napisał/a:
powiedzcie mi proszę czemu wszystkie "szkoły jazdy" uczą zachowań podczas poślizgu auta, a ŻADNA z nich nie uczy jak jeździć rozważnie, przewidująco, jak w ogóle unikać poślizgów ...

Ale piszesz o "Szkołach nauki jazdy", czy "szkołach bezpeicznej jazdy i kursach doskonalących dla kierowców"?

Bo jeśli chodzi o szkoły "nauki jazdy" - czyli L-ki, to rzeczywiście tego nie ma i to jest jeden z podstawowych dramatów w Polsce. :cry:

A jeśli chodziło Ci o szkoły doskonalenia, to chyba nie poczytałeś, tylko tak sobie strzeliłeś, bo każda szanująca się szkoła doskonalenia jazdy ma to w swojej PODSTAWOWEJ ofercie...

Szukaj pod hasłem "defensive driving":
http://www.szkolajazdyrenault.pl/docs/62
giewu napisał/a:
może powinno się jednak zacząć od podstaw, od realnego przygotowania do jazdy

Nie może, tylko na pewno, ale to powinno się dziać już na L-kach, a w 99,9% tak się nie dzieje i to jest oczywisty problem naszego chorego systemu... :(
MaReK napisał/a:
Byc moze mialem wiecej szczescia niz inni, ale moja szkola byla naprawde dobra.

To naprawdę miałeś dużo szczęścia - pozazdrościć. :)

MaReK - Czw Wrz 18, 2008 09:53

maciej napisał/a:
To naprawdę miałeś dużo szczęścia - pozazdrościć.

Mialem dwoch instruktorow. Moj pierwszy, doswiadczony wiekowy czlowiek, z ktorym przejezdzilem wiecej godzin mial problemy zdrowotne i na klilka jazd zostal mi przydzielony inny. Mlody, dowcipny ale bez tego cennego daru - przekazywania wiedzy.

Umial jezdzic, ale... dla niego nauka jazdy to jazda na wprost i opowiadanie ile to panienek na kursie zaliczyl, gdzie jezdzil i co z nimi wyprawial ;) Oprocz poczucia humoru i bystrych komentarzy nie pokazal wiele. Wiec jesli tacy sa teraz nauczyciele jazd to faktycznie dramat.

Ja prawo jazdy zrobilem mimo, ze wcale tego nie chcialem ;)
Wolalem jezdzic na rowerze i dobrze bylo mi z tym.
Sytuacja jednak wymagala tego, zeby to uprawnienie miec.

Pierwszy kurs zrobilem zaraz po maturze ;)
Ale ze nie mialem zadnych motywacji to zapomnialem isc na egzamin wewnetrzny ;)
Wiec tak minely dwa lata. Poszedlem jeszcze raz, a ze mialem przerwe w studiach
to sobie ten kurs zrobilem w ciagu dwoch tygodni. Czyli jazdy mialem codziennie po 2h.
Byc moze to pomoglo mi zdac egzamin za pierwszym razem, chociaz nie ukrywam ze moglo to tez zalezec od szczescia i od tego ze egzaminator mial dobry dzien.

Jak byscie chcieli to moge Wam pokazac filmy z mojego egzaminu na prawko, bo moi koledzy byli ze mna i nagrywali wszystko :)

Pozdrawiam,

Senn - Czw Wrz 18, 2008 10:51

mcjg napisał/a:

W Krakowie jest gość, którego zresztą znam, co uczy jeździć starym polonezem. Nie narzeka na brak chętnych, a chodzą do niego ci którzy naprawdę chcą nauczyć się jeździć i co lepsze zdają najlepiej egzaminy.


Zawsze bylem tego zdania, ze ludzie powinni sie uczyc jezdzic na Polonezach, najlepiej takich, ktore gasna na skrzyzowaniu. Na prawde trzeba miec wtedy bardzo dobrze opanowana technike mieszania pedalami :) . Duzy, troche toporny samochod z napedem na tyl :) , a nie Yariska ktora jezdzic jest dziecinnie latwo, wspomaganko, wcisnie sie w kazda dziure, absy, i inne pierdoly.

Ja juz zdawalem na Uno, ale AndrewS chyba jeszcze na Kredensie :)

Brt - Czw Wrz 18, 2008 12:38

Mi sie trafił na naukę maluszek który jechał max 70km/h :P a na examie znowu taki z rozjechanym sprzęgłem. OMC nie oblałem na "górce" :lol: Na maluszku też dobrze jest się pouczyć ;) Jak sie nauczysz wyprzedzać maluchem to każdym innym póxniej wyprzedzisz :D :lol: Z parkowaniem odwrotnie. Jak umiesz parkować maluchem, to każdym innym i tak się bedziesz musiał uczyć :P ;)

[ Dodano: Czw Wrz 18, 2008 13:39 ]
to już prawie 14 lat temu było :shock: :hmm:

kruszon - Czw Wrz 18, 2008 14:13

I ja się dorzucę. Jeśli chodzi o L-kę to miałem rewelacyjnego instruktora, który naprawdę sporo mnie nauczył poza kręceniem kierą i naciskaniem pedałów w odpowiedniej sekwencji. Wiele rzeczy, które wtedy mi wpoił do dzisiaj wspominam. Z tego jednak co słyszę o szkołach jazdy to niewielu takich i stwierdzam, że miałem ogromne szczęście. Ot, stary wyjadacz mi się trafił, który wiedział jak przemówić młodemu kierowcy do wyobraźni.

Kolejną rzeczą dzięki której nauczyłem się jako tako jeździć, ale przede wszystkim nauczyłem się respektu na drodze to była stara rozklekotana Renówka Clio 1.1. 4 biegi. V-max 110-120km/h, gaźnik. Gasnąca na skrzyżowaniach - najchętniej tych do skrętu w lewo ;) oraz podczas hamowania. Wrażenia niezapomniane. ;)

Myślę, że i moja renówka i maluch Brt'a to właśnie były takie troleje tylko, nie na wydzielonym torze w sztucznych warunkach tylko naprawdę musiałem się sporo nauczyć, żeby się nie zabić ;)

Niestety ciągle łapię się na tym, że ciągle mało umiem i chyba tylko szczęście dało mi to, że do tej pory nie miałem żadnego wypadku ani stłuczki... Chociaż kilka razy było blisko. Prawda maniaq? ;)

Pozdrawiam

maniaq - Czw Wrz 18, 2008 21:48

oj bylo blisko ;)

i to z czyjej winy>? zagapilismy sie kolejno, ale z winy nauki jazdy, ktora zatzrymala sie na wyjezdzie ze stacji, jak droga byla pusciutka, bylo hamowanie awaryjne - czytaj na centymetry O_O

trzeba pochwalic kolege kruszona za refleks bo inaczej mialbym robiony tyl :D

McGAJveR - Pią Wrz 19, 2008 06:06

mcjg napisał/a:
MaReK napisał/a:
Moj instruktor wiele mnie nauczyl. Nie bylem totalnym lamusem i wiedzialem czym jest sprzeglo i rozroznialem drazek zmiany biegow od pogrzebacza. Wiec jak jezdzlismy to on opowiadal mi o roznych przypadkach jakie moga mnie spotkac i dzialal tym samym na moja wyobraznie. I to wlasnie owa wyobraznia jest tu kluczem. To jej powinno sie poswiecac wiecej uwagi i to jej posiadanie moze nawiazywac do tego co napisales - o przewidywaniu i ostroznosci.
y
100% racji. Pierwsz szkoła powinna uczyć tego wszystkiego. Odruchy można ćwiczć w późniejszym terminie dopiero jak nauczymy się właściwego zachowania na drodze i kultury jazdy. Nie pomogą nam w tym dodatkowe szkoły, tylko pierwszy instruktor.
A obecny system kształcenia kierowców woła o pomstę do nieba. Byle by jak najwięcej zdało i nikt nie patrzy, że ten świerzy kierowca jest kimś kto tak naprawdę nie potrafi jeździć. Ośrodki egzaminacyjne mają auta tylko jednej marki i modelu, a co za tym idzie także szkoły nauki jazdy mają to samo. Lepszym rozwiązaniem było by posiadanie kilku modeli aut i losoawanie przed egzaminem, a potem czas np. 15 minut na oswojenie się z nowym typem samochodu.
W Krakowie jest gość, którego zresztą znam, co uczy jeździć starym polonezem. Nie narzeka na brak chętnych, a chodzą do niego ci którzy naprawdę chcą nauczyć się jeździć i co lepsze zdają najlepiej egzaminy.


W Szwecji Kultury jazdy i zachowań na drodze uczy RODZIC!
Nie ma tam typowych eLek... Kandydat na kierowcę przechodzi cykl szkoleń teoretycznych a w celu odbycia praktyki wykupuje specjalną naklejkę na tylny zderzak i może jeździć każdym samochodem z kategorii na którą zdaje. Warunek - musi siedzieć z boku osoba pełnoletnia , a najlepiej RODZIC!
Potem zostaje już tylko egzamin.
Mojego Szefa córka miała golfika, ale uczyła się na matki okularniku.
Tam kultura jazdy jest , że tylko pomarzyć :ok:
Nie to co u nas... A i wypadków jest ile mniej...

tommy45 - Sob Wrz 20, 2008 14:37

Tylko kto u nas nauczył by rodzica kultury jazdy? :roll:
MaReK - Sob Wrz 20, 2008 21:47

Co do posta kolegi Kruszona i Maniaq to faktycznie, w drodze na XIII Zlot dwukrotnie zdazyla by sie stluczka w galopie naszych Roverkow ;) Dwukrotnie bylby to Kruszon vs Maniaq ;) Chociaz wazne jest aby zachowac bezpieczny odstep, to jednak pomimo jego braku reakacja Kruszona byla perfekcyjna. Wlasnie czegos takiego zabraklo w mojej stluczce Violli BSE :)
Chodz ja z bliska widzialem tylko pierwsze zdarzenie - wyjazd ze stacji - to az zaczalem bic brawo jak zobaczylem co zrobil Kruszon. Naprawde miejsca bylo malo, a on zachowujac do konca zimna krew uniknal dzwonka.

maniaq - Sob Wrz 20, 2008 21:55

ja pamietam tylko jedno to wlasnie na stacji, ja depnalem ostro bo nie mialem juz wyjscia , i zatrzymalem sie na centymetry , a kruszon jeszcze pozniej depnal , ale zdazyl uciec na bok :)

a co bylo drugie ?

MaReK - Sob Wrz 20, 2008 21:59

W tej samej miescinie na trzypasmowce chyba... ale to ja wiem z opowiesci ;)
thef - Sob Wrz 20, 2008 23:51

maniaq napisał/a:
i to z czyjej winy>? zagapilismy sie kolejno, ale z winy nauki jazdy, ktora zatzrymala sie na wyjezdzie ze stacji, jak droga byla pusciutka, bylo hamowanie awaryjne
Maniaq, no proszę, nie zwalaj winy na naukę jazdy..
maniaq - Nie Wrz 21, 2008 09:27

no a jak bylo >? wyjezdzalismy sznurkiem wszyscy ladnie wezykiem pasem do wlaczenia sie do ruchui na koncu tego pasa, mimo ze bylo pusto zatzrymala sie L-ka. pokolei hamowalismy wszyscy. mowilem przeciez, ze sie zagapilem, ale widocznie mialem wiecej miejsca od kruszona, ale on mial dobry refleks i zachowal sie :ok:
Eddek - Czw Wrz 25, 2008 07:44

Ja sie zgadzam z mcteuszem. Mnie zanim instruktor (skad inad bardzo sympatyczne starszy koles) wypuscil na miasto, ktore zreszta duze nei jest i znam je jak wlasna kieszen prawie, to meczyl mnie chya 4 godziny na placu, zebym sie przyzwyczail do samochodu. Pierwsze szlify zdobywalem na aucie ojca - 1983 Peugeot 505 GL-US. ~1.6t w/g wagi, bez wspomy, 185mm szerokie kapcie i w miejscu nie szlo tym krecic, w gabarytach cos w okolicach W123, moze ciutke ciutke krotsze. 2.0 w gazniku pod maska i jak na wtedy 210kkm przebiegu (a moze i wiecej, bo kolor berlinskie taxi i slady po taksometrze). Fajne auto. Smigalem tym gdzies po zaminietych placach i zadupnych drogach, pozniej jakies 2-3 lata przerwy i Punktak I w benzynce. Czyli najpierw wyczucie sprzegla, jak lapia hamulce, jak wchodza biegi i gdzie auto ma konce. Po tych 3 czy 4 godzinach dopiero wyjazd na wioski na 2h i pozniej dopiero na miasto, zeby nie bylo cyrkow. Tym chytrym sposobem nie nalezalem do tych, ktory blokowali ruch stojac zdlawionym autem na lewostrecie na srodku krzyzowki. Do tego, co zrestza tez nie bylo bez znaczenia - uczylem sie w styczniu. 30cm sniegu, -20*C, jak bylo cieplej to lalo i takie tam. Jak mi kiedys ciezarowka lecaca z przeciwka rzucila jakies 10kg brei na szybe, ze wycieraczki nie daly rady sie podniesc, a na budziku prawie 70kmh, to mialem nerwa, nie powiem. Ale instruktor szybko stwierdzil "na asfalcie jestes, krotki strzal w hample i bedzie ok". I faktycznie, breja zleciala na maske an tyle, ze wycieraczki zaczely ogarniac i w ulamku sekundy sytuacja opanowana. Slowem - zima to najlepszy czas na nauke. Ruszanie pod gore, prowadzenie po sniegu i gololedzi, ograniczona widocznosc, szybko zmrok itp itd.

Pozniej zrobilem to co juz napisal Senn, czyli siadlem na Poloneza. 1.6 w gazniku, tyl naped i wredne prowadzenie, bo buda rzuca, w kierownicy ciezki, hamulce dosc slabe powiedzmy... Teraz juz drugi Poldas, tyle ze ciut silniejszy, bo z angielskim sercem. Teraz mam jzu prawko od 4,5 roku i jak dotad mam przebiegu okolo 30kkm, niewiele i tylko jedna stluczke, zreszta z winy instruktora w L-ce. Zanim ktos mnie zaatakuje o atakowanie L-ek. Sytuacja byla taka: warunkowy prawoskret, L-ka przedemna i auto rusza, to ja oko w lewo zeby obserwowac auto hamujace przed ruszajaca L-ka. W tym momencie ja juz na cwierc-sprzegle i nagle *lup*. Okazalo sie, ze instruktor zatrzymal auto w polowie zakretu, jak 2/3 auta bylo juz na pasie na ktorym mialo byc. Ja nie widzialem, ze L-ka sie zatrzymala, bo obserwowalem goscia, ktory sie zatrzymal, zeby ta L-ke wpuscic przed siebie. Szkoda nie wielka, bo i predkosc znikoma, ale mam nauczke na przyszlosc, ze widziec trzeba wszystko :) Od tego czasu zadnych stluczek ani nic tfu tfu sie nie dzialo, pomimo mojego dosc agresywnego stylu jazdy (no na ogol, bo czasami, ale naprawde bardzo czasami jezdze jak emeryt).

W kazdym razie faktem jest, ze instruktorzy w szkolach nauki jazdy slabo sie na ogol przykladaja do swojej roboty. Robia i tak na godziny, wiec siedza, byle odwalic robote i pojechac do domu. Pracuje akurat niemal drzwi w drzwi ze szkola jazdy LOKu i jak czasami widze wyjezdzajace stamtad auta, to pada na mnie blady strach...