Wysłany: Czw Kwi 19, 2012 20:29 2 Olomoucky Tvaruzek - relacja ze zlotu w Czechach
Co prawda impreza będzie tydzień przed naszym zlotem, ale może ktoś planuje się wybrać na 2 Olomoucky Tvaruzek organizowany przez klub z Czech i Słowacji?
Żeby wziąć udział w przejazdach, musielibyśmy być na miejscu w okolicach 9:00-10:00. Pewnie chwilę zajmie nam rejestracja i "integracja". To oznacza, że trzeba byłoby wyjechać o 6:00 z Wrocławia. W związku z tym proponuję spotkać się o 6:00 przy Norauto w Bielanach Wrocławskich. Przynajmniej ja, f1x i pozostali, którzy się dopiszą, a Jordan87 zgarniemy po drodze
Żeby wziąć udział w przejazdach, musielibyśmy być na miejscu w okolicach 9:00-10:00. Pewnie chwilę zajmie nam rejestracja i "integracja". To oznacza, że trzeba byłoby wyjechać o 6:00 z Wrocławia. W związku z tym proponuję spotkać się o 6:00 przy Norauto w Bielanach Wrocławskich. Przynajmniej ja, f1x i pozostali, którzy się dopiszą, a Jordan87 zgarniemy po drodze
Zgodnie z telefonicznymi ustaleniami, potwierdzam udział w "wycieczce" .
Jedziemy tylko na sobotę Napisałem "zapowiedzi" na ich forum z prośbą o kilka informacji związanych z logistyką i jedzeniem Jak coś odpowiedzą, dam znać. Jak nie, powinniśmy tak czy inaczej znaleźć parking pod zamkiem w Litovel
Ktoś opatentował już autopilota do naszych Roverków? albo ma przynajmniej sztywny hol? Bo ja ledwo żyje rano, po tym jak musiałem wstawać cały tydzień o 5:00 i jutro jeszcze raz trzeba
Ktoś opatentował już autopilota do naszych Roverków? albo ma przynajmniej sztywny hol? Bo ja ledwo żyje rano, po tym jak musiałem wstawać cały tydzień o 5:00 i jutro jeszcze raz trzeba
Nie martw się. Ja się pochorowałem, ale jakoś damy radę .
Udział w zlocie w Czechach zakończony
To był naprawdę udany wyjazd.
Dziękuję ekipie w składzie f1x i Jordan87 za wspólny wyjazd i ciekawie spędzoną sobotę
Obiecana krótka relacja z wyjazdu na spotkanie klubu roverclub.cz w Litovel
Sobota, 6:00 rano – po zebraniu zainteresowanych wyjazdem, wyruszamy z Wrocławia – w małym, ale doborowym składzie – emes i f1x. Po drodze dołącza do nas Jordan87, sprawiając, że nasz skład stał się o 30% większy i tym samym jeszcze bardziej doborowy
Spokojnie zbliżamy się do granicy. Ostatni postój przed granicą (wtedy nam się jeszcze wydawało, że ostatni) trochę nas zirytował: niesamowicie długa kolejka do toalety (na tej samej stacji zatrzymał się wycieczkowy autobus), kantor, w którym chcieliśmy wymienić walutę zamknięty (z powodu przerwy), koszt winiety (wliczając prowizję sprzedawcy) przekraczający nasze oczekiwania. Mimo wszystko po 15 minutach ruszamy dalej – udało się załatwić sprawy w toalecie, wymienić walutę i zdecydować (drogą głosowania), że nie kupujemy winiet i jedziemy drogami lokalnymi.
Po kilku minutach jazdy, kolejny postój. Tym razem na żądanie Pana z dziwnym urządzeniem – przypominającym pistolet – w ręku. Okazało się, że to pomiar prędkości i kontrola drogowa. Jordan87 zatrzymuje się na rozmowę z policją, emes oddycha z ulgą – do momentu wspomnianego wyżej postoju na stacji benzynowej to ja jechałem pierwszy w naszej doborowej kolumnie, f1x pozostaje rozluźniony – w końcu jedzie kabrioletem.
Zatrzymujemy się (ja i f1x) dalej, żeby nie przeszkadzać Panom z policji w podziwianiu Rovera 45 po lifcie i czekamy aż Jordan87 skończy prezentację. Okazało się, że za prezentację (niestety nie samego samochodu, ale jego osiągów) płaci prezentujący i tak też było w tym przypadku. Na szczęście, nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Jordan87 dołącza z powrotem i ruszamy dalej – coraz bardziej zaczynamy się zastanawiać, czy wybór „wolniejszej”, ale za to darmowej trasy, był dobrym wyborem.
Lokalne, darmowe drogi prowadziły przez niezmiernie malownicze okolice i miasteczka. Dbałość naszych sąsiadów o jakość tych dróg sprawia, że w jednym z miasteczek nie możemy skręcić w lewo, w kierunku miasta Litovel, w którym było zaplanowane spotkanie. Pozostaje nam pojechać dalej prosto. Problem w tym, że czas zaczął nas trochę gonić, a dzięki zamkniętej drodze do Litovel przestaliśmy być pewni, czy uda nam się zdążyć. Nagle – ratunek – lokalny sklep. Decydujemy się zatrzymać. Kiedy Jordan87 sprawdzał, co o tym wszystkim myśli nawigacja, f1x stwierdził, że jak już się zatrzymaliśmy to zapali, a emes podjął się zadania – „Pani w sklepie musi być miejscowa, na pewno wytłumaczy, jak dostać się do Litovel”. Niewiele myśląc, wchodzę do sklepu, jestem drugi w kolejce – nie jest źle. Pan przede mną już zapłacił i zbierał się do wyjścia. Pani w sklepie mnie o coś zapytała, postanowiłem być grzeczny i powiedzieć „Litovel”. Reakcja, jaka mnie spotkała, trochę mnie zaskoczyła – Pani skinęła na półkę z piwem i zapytała „ile”. Podążając za skinieniem zrozumiałem – na półce stało piwo „Litovel”. Postanowiłem sprecyzować pytanie w swoim ojczystym języku licząc na zrozumienie i pomoc. Udało się. Pani widząc, że całkiem nieźle idzie mi rozumienie tego, jak tłumaczy mi 15km dojazd z pod sklepu do Litovel, zdecydowała mi się to zanotować – łącznie z nazwami nazw miejscowości, na które mamy się kierować. Nie jest źle, czasu co prawda coraz mniej, ale przynajmniej wiemy, jak objechać zamkniętą drogę. W tym czasie Jordan87 ustalił z nawigacją co i jak a f1x zapalił sobie spokojnie – byliśmy gotowi żeby jechać dalej.
Pomoc Pani ze sklepu i nawigacja Jordan87 okazała się nieoceniona – dojeżdżamy do Litovel. Jesteśmy 1km od miejsca spotkania. Jeszcze tylko skręt w prawo, później uliczkami starówki do centrum. Dojeżdżamy do skrzyżowania, skręcamy w prawo, jedziemy uliczkami starówki – dojeżdżamy na plac – jest 10:15 – zdążyliśmy. Jest parking, są Rovery i MG, jest całkiem sporo ludzi. Dołączamy do nich – parkujemy, wysiadamy, witamy się. Jakaś dziewczynka pisze w międzyczasie na przednich szybach naszych samochodów „numery startowe” i nasze imiona. Od razu podchodzi do nas organizator częstując nas poczęstunkiem (ciężko powiedzieć, jak to się nazywało, ale było dobre). Od początku organizatorzy potraktowali nas jak swoich, co było naprawdę miłe. Pozostali podchodzili, oglądali samochody, zwracając uwagę na tablice. Pojawił się problem bariery językowej, który jednak dosyć szybko przestawał być problemem i jakoś wspólnymi siłami udaje nam się nawiązać kontakt werbalny – nie jesteśmy przekonani, że rozumiemy dokładnie wszystko, niemniej komunikacja odbywała się na poziomie pozwalającym na dobre samopoczucie w grupie.
Pochłonięci oglądaniem samochodów i robieniem zdjęć, zostajemy wyrwani przez organizatora na wycieczkę na wieżę w rynku – wtedy przypomniała mi się wyprawa do Jicina, roztoczyła wizja możliwości zrobienia zdjęć parkingu z dużej wysokości – nie odmówiliśmy i oczywiście dołączamy do grupy
Na wieży są zdjęcia, rozmów już trochę mniej, wieje wiatr – ogólnie fajnie. Po zapoznaniu się z historią (tłumaczenia dokonuje f1x), zrobieniu zdjęć, krótkiej rozmowy „filologicznej” na temat – jak po czesku jest „przepraszam”, decydujemy się na zejście z powrotem na parking.
Kolejny element programu – obiad. Organizator wskazuje nam restaurację, w której mamy zjeść. Idziemy. Wykorzystując długi czas oczekiwania na kelnerkę, darmowego hot-spota i tłumacza Google udaje nam się zrozumieć menu. Jedzenie wybrane, jeszcze tylko kontakt z kelnerką i po 2 godzinach przestajemy być głodni.
Nie ma chwili spokoju – podchodzi organizator. Mówi do nas i wszystko wskazywało nam na to, że zaczyna się wspólny przejazd z Litovel do Sternberk. Nie pomyliliśmy się. Organizator mówił coś jeszcze – pewnie tłumaczył co będzie na miejscu, ale przez podniecenie tym, co ma za chwilę nastąpić umyka nam ten szczegół. Wsiadamy do samochodów, ustawiamy się w środku kolumny, ruszamy. Jedziemy około 15km, pozdrawiają nas mijane samochody, ludzie spacerujący uliczkami miasteczek, przez które przejeżdżamy, denerwują się wszyscy czekający na drogach podporządkowanych. Dojeżdżamy do Sternberk, zatrzymujemy się na sporym parkingu (miejsc i tak brakło), wysiadamy i obserwujemy, co będą robili pozostali (jak wspomniałem, umknął nam wcześniej ten szczegół). Okazuje się, że „idziemy”. Dobra, póki idziemy w grupie, jakoś będzie Jak się okazało, w planie było zwiedzanie „Ekspozycji czasu”. Coś w rodzaju muzeum, w którym wystawione było wszystko to, co związane z czasem. Podczas zwiedzania udaje nam się nawiązać kontakt (używając określenia dialog posunąłbym się chyba zbyt daleko) z kolejnymi uczestnikami spotkania. Jest naprawdę fajnie. Kolejne pomieszczenia, kolejne eksponaty, wśród nich cymbałki, na których można było sobie pograć. Nie wiem jak to się stało, ale wpadł mi do głowy pomysł – f1x, zagraj coś – nie musiałem go specjalnie namawiać. Pałeczki w dłoń i zaczynamy słuchać miłej dla ucha melodii. To co dobre szybko się kończy, f1x skończył wykon, chwilę później pojawiają się brawa od (głównie) koleżanek z goszczącego nas klubu Zwiedzanie muzeum było miłe – w końcu chociaż ten jeden raz, w pełni usprawiedliwieni, mogliśmy skupić się na oglądaniu ekspozycji z pominięciem obszernych opisów.
Wróciliśmy na parking i okazało się, że czeka nas jeszcze jeden przejazd. Doznania z poprzedniego wspólnego przejazdu były tak silne i pozytywne, że szczegół w postaci tego, co będzie tam na miejscu, zaczął być jeszcze mniej interesujący. Nie czekając, aż organizator powie nam, co będziemy robili w kolejnej miejscowości – odpowiadamy, że jedziemy
Wsiadamy do samochodów, dołączamy do kolumny, ruszamy. Po 10km podjazdów krętymi drogami wjeżdżamy na parking obok grodu w Sovenic. Jeszcze na parkingu organizator zwołuje spotkanie i tłumaczy, co robimy.
Idziemy zwiedzać gród. Rozmawiamy z Czechami, opowiadają nam trochę o sobie, o swoich zlotach (największy w tym roku zebrał ponad 400 samochodów), namawiają na przyjazdy. Są zainteresowani naszym klubem, pytają o naklejki na ramkach naszych samochodów, o klub, o zloty. Deklarują chęć przyjazdu, jak będzie bliżej Czech. Mówią, że obserwują naszą stronę klubową i czytają o planowanych zlotach. Poziom naszej integracji zaczyna się pogłębiać. Rozmawia z nami coraz więcej osób, najwięcej pytań dotyczy zlotów, szczególnie najbliższego, gdzie i kiedy będzie. Chętnie im opowiadamy, zapraszamy i deklarujemy chęć uczestnictwa w zlotach roverclub.cz, jak tylko będzie to możliwe i w „zasięgu”. Po kilku godzinach udziału w zlocie atmosfera jest naprawdę fajna. Kończymy zwiedzanie grodu i wracamy na parking. Zgodnie z naszym planem, to dla nas ostatni punkt programu. Czekamy jeszcze na organizatora, żeby podziękować i pożegnać pozostałych uczestników – po chwili pojawia się – dziękujemy za udział w zlocie. Przezornie decyduję się podejść do „skarbnika” zlotu i zapytać, czy na pewno wszystko mamy uregulowane. Okazało się, że tak – możemy spokojnie i bezpiecznie pojawić się na kolejnych zlotach klubu roverclub.cz.
Wyjeżdżamy z parkingu. Nie myślałem, że będzie aż tak – wyjeżdżaliśmy naprawdę z żalem, że to już. Udajemy się malowniczymi, krętymi i tylko czasami dziurawymi drogami w kierunku granicy. Jeszcze tylko kilka zdjęć na serpentynach w okolicach Cervenej Vody. Zdjęcia, krótki odpoczynek i jedziemy dalej. Kolejny przystanek – ta sama stacja benzynowa, na której zatrzymaliśmy się w drodze do Czech (z pamiętną kolejką do toalety i zamkniętym kantorem). Tym razem mieliśmy szczęście – brak kolejki do toalety. Przyjechaliśmy dosłownie kilka minut przed autobusem – i to jakim – tym samym, którego pasażerowie stali w kolejce do toalety rano Nadal pozostając pod wrażeniem zlotu, zaskoczeni dodatkowo zbiegiem okoliczności, ruszamy dalej, w drogę do domu.
Dojeżdżamy do Wrocławia o 22:30, zatrzymujemy się na podsumowanie dnia. Jednogłośnie dochodzimy do wniosku – to był niesamowity wyjazd. Na pewno będziemy chcieli pojawiać się jeszcze nie raz na zlotach w Czechach. A ja osobiście żywię nadzieję, że w szerszym i równie dostojnym gronie
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum